czwartek, 29 marca 2012
Do najlepszych !
− Sąsiad ! Napijemy się ? - usłyszałem znienacka, z za płotu, w momencie gdy
wyrywałem z ziemi coś co przypominało chwast
− Dopiero 12-sta , nie za wcześnie ?– posiałem ( sic ! ) ziarnko wątpliwości w takt
granego hejnału, zresztą .
− Oby nie było za późno – tajemniczo uśmiechnął się Sąsiad.
− Za późno ?- zdziwiłem się - Za późno na co ? – nie bardzo rozumiałem
− Ty to sąsiad jak byś był z innego świata - zawyrokował .
Podrapałem się po głowie. A widząc jak na mnie patrzy, minę musiałem mieć nie tęgą.
I choć tylko częściowo aprobowałem jego, jak mniemam nie najwyższego lotu ocenę, to
wciąż nie miałem pojęcia o co mu chodzi.
− Trening czyni mistrza, trzeba równać do najlepszych – ciągnął dalej – oni mogą,
a my nie ? - brzmiało jak hasła z niezwykle taniej reklamy.
Pytanie wydawało mi się dość retoryczne. Choć, nie do końca. Sąsiad wyraźnie czekał
na jakąś moją reakcję. Nie mając w dalszym ciągu pojęcia dokąd wiodą meandry jego
myślenia, zapytałem.
− Znów mamy onych ?
− Wychodzi na to że znów – tym razem on podrapał się po głowie – to co ?-
zauważyłem szelmowski błysk w jego oczach.
− Piwko z Kauflandu ? A może mała wyprawa do „Włocha”- zrezygnowany powoli
poddawałem się
− Napatrzył się ! Prezydentem Sąsiad nie zostaniesz ! - machnął z dezaprobatą i
odszedł. Po chwili wrócił z Johnny Walkerem.
− Mówiłem do najlepszych – uśmiechał się triumfalnie unosząc butelkę szkockiej .
Na zdrowie
Świstak
wtorek, 27 marca 2012
To czego chcemy.
Jeśli zastanawiamy się nad przyszłością często
przed naszymi oczami pojawiają się marzenia, marzenia których spełnienie
mogłoby nam sprawić radość, przyjemność, poczucie szczęścia i własnej wartości.
To często marzenia małe, drobne, dotyczące nas,
naszych najbliższych i te marzenia większe, dotyczące miejsca, w
którym z takich czy innych powodów przyszło nam żyć. Czasami chcemy zbyt dużo,
ale czasami chcemy, wydawałoby się, tak niewiele – czystej przestrzeni, tej
materialnej i tej moralnej.
Marzymy,
kiedy chodzimy po chodniku i potykamy się o wystające krawędzie, kiedy jedziemy
ulicą i wpadamy co chwila w dziury, kiedy
na spacerze pod nogami chrzęszczą nam śmieci, kiedy ktoś pięknosłowiem
próbuje zastąpić poważną debatę, milczeniem zaczarować rzeczywistość, a wielokrotnie powtarzanym kłamstwem zastąpić prawdę.
Czy chcemy mieć niechlujnie wkoło?
Czy chcemy być okłamywani ? Oczywiście, że nie chcemy. A jednak. Co kilka lat dokonujemy wyborów
naszych przedstawicieli do rad, na prezydenta, i...? Proszę prześledzić
ostatnich kilkanaście lat, jak wielu jest wśród nich kolejną kadencję ,
przepraszam za słowo, z gębą pełną frazesów, zajmujących się tylko swoją, pożal
się Boże, polityczną egzystencją?
Dlaczego? Bo czegoś nam się nie chce? Bo demokracja nas przerosła?
Moliere
powiedział: ”jesteśmy odpowiedzialni nie tylko za to, co robimy, także za to,
czego nie robimy”. Nie dokonujemy rzeczowej oceny ich dotychczasowych działań,
nie spotykamy się z nimi w trakcie kadencji, nie wytykamy im błędów, nie
krytykujemy ich złych zachowań, nie walczymy o
własne .... marzenia.
A jeśli już dokonujemy wysiłku, żeby
porozmawiać, czy spotykamy się ze zrozumieniem? Czy może traktowani jesteśmy
protekcjonalnie jak niegroźne półgłówki ? Czy jest to jeszcze poziom
konstruktywnej polemiki, czy wymiana impertynencji ? Chciejmy nie chcieć być
traktowani przedmiotowo, chciejmy nie chcieć arogancji lokalnej władzy. Nie we wszystkim musimy mieć rację, ale o
wszystkim mamy prawo mówić. Chciejmy realizować marzenia.
Rozmarzony
Świstak
poniedziałek, 26 marca 2012
Zapiski reemigranta cd.
Jak
zwykle ilość tematów, które przychodzą mi na myśl przekraczają możliwości
przyzwoitego bloga. Dlatego proszę, wybaczcie kolejny skok tematyczny . Miało
być dalej o policji, ale obecnie dużo się mówi o emeryturze 67. Dlatego dzisiaj
o tym, jak to wygląda z tamtej strony.
Otóż,
gdy w 1982 r. zacząłem pracować w USA,
dla kobiet i mężczyzn obowiązywał jeden wiek emerytalny 65 lat. Czy to
znaczy, że wszyscy przechodzili na emeryturę osiągając ten wiek? Nie! Bardzo
dużo osób pracowało dłużej i przyczyną wcale nie była chęć osiągnięcia wyższej
emerytury (np. na poziomie osiąganym przez robotników różnica była niewielka:
65 lat dawało emeryturę rzędu 1600$, 70 lat - 1800$). Ludzie pracowali, bo
chcieli się czuć potrzebni, a pracy nie brakowało. W mojej fabryce była pani,
która pracowała mając 78 lat. Mimo, że pracowała czasami 2, 3 godziny,
właściciel płacił jej pełną pensję, bo doceniał, że przepracowała u niego 50
lat. Tak przy okazji, to nieprawda, że Amerykanie ciągle zmieniają pracę. Przeważnie
do emerytury pracują 25-40 lat w jednej firmie. Wiąże się to z zarobkami, które
kształtują się w zależności od długości zatrudnienia. W latach 90-tych
podwyższono wiek emerytalny do 67 lat. Z tego co wiem, docelowo jest to 70 lat.
Niestety, opisana przez mnie klasa przedsiębiorców szanująca każdego
pracownika, wymarła jak dinozaury. Nowa nastawiona jest tylko na zysk. Dlatego
Ci, co chcą dłużej pracować, mogą to zrobić, ale głównie w supermarketach,
gdzie praca jest, ale zarobki są bardzo niskie.
Amerykański ZUS (Social Security) co roku przysyła pismo
informujące o wysokości emerytury i są to rzeczywiste liczby. Taką emeryturę
dokładnie otrzymujesz. Dla ciekawości – wynosi ona 23% zarobków. Istnieje
możliwość wcześniejszej emerytury (od 62 lat), ale jej wysokość jest bardzo
mała – zaledwie ok. 15 % zarobków!!! Zdecydowana większość, ponad 80%
zatrudnionych, jest skazanych na social security. Własne systemy emerytalne mają
tylko duże i dobre kompanie, jak General Motors lub Coca Cola.
Można
inwestować w prywatną emeryturę. Ale ponieważ jest to powiązane z akcjami lub
funduszami, więc efekt zależy od sytuacji na giełdzie. Szczęście na pstrym
koniu jeździ – ja odkładałem ponad 20 lat, niestety w 2008r. moja prywatna
emerytura straciła na wartości 90%. To nie było spełnienie amerykańskiego snu!
Andrzej Minkiewicz
sobota, 24 marca 2012
W Bieszczady
Profesor
na politologii przeprowadza egzamin. Nie chcąc pierwszym pytaniem zdeprymować
egzaminowaną studentkę, pyta:
- Co Pani wie o Lechu
Kaczyńskim ?
Mina studentki jednak wyraźnie wskazuje na to, że nic. I taka też była
odpowiedź.
- A kim według Pani jest
Jarosław Kaczyński ? - zapytał lekko zdziwiony
profesor.
- Nie mam pojęcia - odpowiedziała, z niezwykłą szczerością
studentka.
- A co to jest Sejm ? -
kontynuuje już zdenerwowany profesor.
- Portal społecznościowy
? - odpowiada studentka, na szczęście, z pewną nutą wątpliwości.
- A skąd Pani przyjechała
? - profesor był już wyraźnie
zirytowany.
- Z Bieszczad - odpowiada ze stoickim spokojem studentka.
Profesor popatrzył na nią, wstał, podszedł do okna i zadumał się - a może też wyjechać w Bieszczady ? -
pomyślał.
Czasami warto drodzy Zduńskowolanie,
wstać, popatrzeć przez okno, zadumać się i zdecydować: wyjeżdżamy w Bieszczady, czy może
próbujemy coś zmienić ?
Zadumany
Świstak
czwartek, 22 marca 2012
Licznik bije...
21 marca minał miesiąc od umieszczenia na naszym blogu pierwszego posta. Dopiero raczkujemy, stawiamy pierwsze kroki, ale dzięki Wam wierzymy, że nasza praca ma sens. To dla Was angażujemy się po stronie Zduńskiej Woli. Na razie Waszych głosów w dyskusji jest niewiele. Bardzo na nie liczymy. Ale nawet, gdy nie umieszczacie komentarzy do naszych postów, cieszymy się z coraz większej liczby wejść na naszą stronę. Ośmieliły nas one do pokazania statystyki tych odwiedzin. Dziękujemy za Waszą obecność!
Pamiętajcie:
„Wolność zaczyna się od słów. Kiedy nie boisz się powiedzieć o tym, co myślisz i się nie boisz. Jeśli masz szansę na dyskusję, na dialog, na konstruktywną krytykę. To jest istota demokracji.”
Autorzy bloga „Piórkiem PO Zduni”
Budujemy nowy dom
Kilka dni temu w sposób oficjalny przekazany został plac pod budowę Ratusza. Plac Wolności za chwilę przestanie istnieć w swej dotychczasowej formie i powoli zacznie się przeistaczać w nowoczesne centrum kultury i nie tylko.
I być może nie byłoby w tym nic nadzwyczajnego, bo od kilku miesięcy jesteśmy tym karmieni, gdyby nie jeden mały szczegół, a mianowicie, jak czytamy na stronach naszego radia: "... w Zduńskiej Woli pracownicy Urzędu Miasta przekazali oficjalnie teren pod budowę nowego obiektu ....". Był taki film "Gdzie jest Generał", chciałby się dziś zawołać gdzie jest Prezydent?
Czy przy rozpoczęciu tak sztandarowej, dla tej ekipy, inwestycji zabrakło Prezydentowi czasu, zapału czy może wiary. Może ranga inwestycji zmalała? A może to taktyka, żeby raczej nie fotografować się z przedstawicielami firmy Intrakt? No cóż, z fotografowaniem jest jak z sexem, nie tylko trzeba uważać gdzie, ale przede wszystkim z kim.
Skołowany
Świstak
środa, 21 marca 2012
Plan dla.....
Ostatnio w ręce wpadł mi pewien dokument. Zadziwiający w swej treści.
Niosący za sobą bezmiar obłudy, hipokryzji, braku ograniczeń moralnych i
etycznych. I pewnie nie powinienem się zbytnio dziwić, widząc kto się pod nim
podpisał, ale emanująca z niego wręcz
chorobliwa chęć zawładnięcia ludzkimi umysłami przeszła moje najśmielsze
wyobrażenia. Widać niedoceniałem twórcę ( żeby nie rzec stwórcę ) tego
dokumentu. Lekkość z jaką wznosi na piedestały i zrzuca z nich może być tylko
porównywalna ze znanymi z historii dyktatorami. Nienawiść do innych i ten sam
zachwyt swoją osobą. Dziel i rządź. Nielicujące z człowiekiem wykształconym,
działającym na forum publicznym,
słownictwo jak: „wywalić”, „puknąć”, może świadczyć o braku
jakichkolwiek barier etycznych. I już nie wiem czy śmiać się czy płakać gdy
czytam: "odciąć Brodzkiego od kontaktów z urzędem i Radą Miasta". To
nie było tak dawno! A może właśnie znaleźli sposób???
CDN
Zniesmaczony
Świstak
wtorek, 20 marca 2012
Bujać to my, ale nie nas…
Prezydent będzie czytał bajki – przeczytałam dziś na e-zduńska.
- To piękna idea, żeby zachęcać do
sięgania po książkę – mówił Piotr Niedźwiecki, prezydent Zduńskiej Woli. –
Myślę, że przez baśnie każdy człowiek kształtuje w sobie umiejętność
komunikowania i wyrabiania w sobie wrażliwości estetycznej.
Niedźwiecki chciałby też w ten
sposób pokazać siebie od innej strony
W repertuarze prezydenta znajdzie
się klasyka, min. „Dzikie łabędzie” i „Trzy świnki”.
Pan Prezydent chce się lepiej komunikować z dziećmi.
No tak, komunikacja ze starszymi wyraźnie szwankuje. Może choć dzieci złapią
się na szeroki uśmiech i ciepły tembr głosu. Zgadzam się z komentarzami: „Nareszcie
we właściwej roli - opowiadacza bajek”, „Do tej pory opowiada bajki dorosłym...!” albo „Pan Prezydent będzie czytał "Trzy świnki". Jest tyle pięknych
bajek o mniej prowokacyjnym tytule!”.
Pomyślałam, że też coś zrobię dla wielbicieli bajek.
Może jakaś parafraza? Najpierw mnie korciło, żeby napisać o „Trzech świnkach”. Ale
zdecydowałam się na inną. Przeczytajcie:
To na pewno nie jest
bajka o Czerwonym Kapturku i Wilk wcale nie straszny…
Dawno,
dawno temu żyła dziewczynka, która była wesoła i prawie wszyscy ją lubili. I
ona wszystkich lubiła. Pewnego dnia, dowiedziała się, że Ktoś potrzebuje jej
pomocy. Tylko chwilę zastanawiała się, co zrobić, ale pomyślała: - Jeśli Ktoś
jest w potrzebie, trzeba mu pomóc! Więc wzięła koszyczek, włożyła do niego cały
swój zapał, umiejętności, chęć do pracy, wiarę w lepszy świat i ruszyła w
drogę. Gdy szła, powtarzała sobie w pamięci – Uważaj! Idź prosto ścieżką, nie
słuchaj podszeptów złych duchów, których tutaj pełno, z nikim nie rozmawiaj. Niestety
po drodze spotkała Wilka. Prawie wszyscy bardzo się go bali, ale dziewczynka
nie wiedziała, że wilki są groźne, więc zaczęła z nim rozmawiać. Po co się tu
kręcisz? - zapytał Wilk. Ktoś czeka na moją pomoc - odpowiedziała dziewczynka. A
gdzie mieszka ten, co jej potrzebuje? - spytał Wilk. W głębi parku, w domku obok
wielkiego wiązu. Wiesz jak mu pomóc? Nie martw się, ja Ci wszystko powiem. Zawsze
mam jakiś dobry plan. Pozdrów go, bo dobrze się znamy i przypomnij mu, jak bardzo mnie kocha. Już wtedy
wilk planował zjeść dziewczynkę, gdyby była mu nieposłuszna. Gdy poszła dalej,
wilk popędził do domku przy wiązie. Jeden sus i był w środku. Ten, co tam
mieszkał tak się bał Wilka, że sam wskoczył mu do brzucha. Wilk mlasnął, potem
przebrał się w swoją ulubioną owczą skórę i czekał na dziewczynkę. Gdy weszła,
to się zdziwiła - Jakie ty masz wielkie uszy! Żeby lepiej słyszeć, co w trawie
piszczy - powiedział Wilk. Jakie ty masz wielkie oczy! Żeby lepiej widzieć swoich
wrogów - odparł Wilk zerkając zza okularów. Jaki ty masz duży brzuch! - nie
przestawała dziwić się dziewczynka. Żebym mógł Cię zjeść, jak będziesz
niegrzeczna! Zdenerwowała go ta nieufność dziewczynki, więc postanowił połknąć ją
bez czekania. Ale dziewczynka była
szybsza i dała drapaka. Wilk był wściekły i mocno zdziwiony: Taka ładna owcza
skóra, a mimo to już druga dziewczynka mi uciekła? Czemu? Miałyby tak ciepło i
wygodnie w moim brzuchu! Ten co go połknąłem, wcale się nie skarży…
Zazdrosna Bajarka
Morał: „Nie
taki wilk straszny, jak go malują”
Zapiski reemigranta cd .
Na wstępie kilka słów wyjaśnienia,dlaczego piszę o Ameryce i porównuję ją z Polską. Nie dlatego, żeby gloryfikować którąkolwiek ze stron, lecz żeby to, co przyjmujemy z Ameryki nie było tylko Mc’Donaldem. POLSKA ZASŁUGUJE NA WIĘCEJ !
Dzisiaj krótko o policji. Przypomnę, że w Bridgewater jest 44,5 tys. mieszkańców. Na tę ilość przypada 52 pracowników policji. Proszę mi wierzyć, że policjanta traktuje się tam jak przyjaciela i można na niego liczyć. Posłużę się dwoma przykładami z własnego doświadczenia. Pewnego dnia, gdy o 5 rano miałem wyjechać do pracy, stwierdziłem, że przed moim garażem jest zaparkowany nieznany samochód. Co robić? Dzwonić na policję! Po upływie 5 minut policja była przy mnie, po upływie następnych 5 minut znaleźli sprawcę i mogłem jechać do pracy. Okazało się, że delikwent przyjechał w gości i pomylił garaże. Drugi przykład. W ciągu 21 lat zamieszkiwania w Bridgewater, na moim osiedlu były dwa przypadki włamań. Pierwszy: do dwóch mieszkań. Drugi: do samochodów (trzech), co nie było trudne, bo w większości są one nie zamykane. W obu przypadkach policja potrzebowała dwóch dni na ujęcie przestępców. O trudności tych spraw może świadczyć fakt, że przestępcy przyjechali na gościnne występy aż z odległego o 70 km Nowego Yorku. Porównanie tego ze sprawnością i skutecznością naszej policji daje do myślenia!!!!!
Policjanci w New Jersey zawsze jeżdżą indywidualnie. Każdorazowo po zatrzymaniu, zdając sobie sprawę jak stresującą mają pracę, zachowywałem się w stosunku do nich z szacunkiem. Muszę też podkreślić, że zawsze, ale to zawsze, również mnie traktowali z szacunkiem. Ciekawostką jest, że każde zatrzymanie samochodu na poboczu, z włączonymi światłami alarmowymi, powodowało pojawienie się wozu policyjnego – i to bez użycia telefonu, w czasie nie dłuższym niż pół godziny! Można było być pewnym, że policjant przyjdzie nam z pomocą!
W następnym odcinku prawo i kierowcy .
Andrzej Minkiewicz
piątek, 16 marca 2012
Taktyka spalonej ziemi
- Jaka to impreza? Pyta oczywiście właściciel lokalu.
- Pożegnalna.
- Stypa?
- Nie, ja spieprzam stąd i chce się pożegnać z przyjaciółmi. Wynoszę się stąd bo tutaj nic się już nie da, nie ma żadnych perspektyw, tylko kłótnie, nienawiść, układziki i kliki.
Niestety, takich jest wielu. Emigranci pracujący za granicą. Studenci, którzy tu nigdy nie wrócą. Mało tego! Iluż fachowców ze Zduńskiej Woli pracuje w Łodzi, Sieradzu, Poznaniu? Nie chciałbym tu podawać nazwisk, ale są to osoby doświadczone, energiczne, zaradne. Znaleźli uznanie – ale nie tutaj. Tutaj ściąga się fachowców z innych miast. Dlaczego? Skąd ten klimat, atmosfera ?
Tak sobie myślę o byłych włodarzach tego miasta. Nasi eks-prezydenci, ich zastępcy, pomocnicy, starostowie. Zauważyliście, że każdy prawie z nich został zmuszony do radzenia sobie poza granicami miasta? Nieważne czy się z nimi zgadzamy politycznie, ważne że znają lokalne realia, pracę – wykazali się – jedni mniej inni bardziej. Czasy były i są trudne. Jest jednak jedna rzecz która ich wszystkich łączy: zostali zaatakowani, zniszczeni - ulotkami, pomówieniami, doniesieniami, politycznym mobbingiem, medialną nagonką, kampanią wyborczą poniżej pasa. Tak, wiem polityka wymaga siły, odporności na krytykę. Ale krytyka służy poprawie działania, relacji, a u nas konsekwentnie się ludzi niszczy. To już nie jest krytyka i polityczna walka tylko eksterminacja ludzi, ich wizerunku, osiągnięć i pomysłów.
Dlatego ludzie uciekają. Duch tego miasta przeżarła nienawiść. Można być albo „z nami”, albo „przeciwko nam”. I jak w „1984” Orwella wczorajszy wróg jest bratem, a przedwczorajszy brat wrogiem. Ludzie to widzą, oceniają i popadają w apatię, rezygnację. Nie wierzą, że można coś zmienić. Poświęcają swe poglądy i ideały, by zarobić na chleb tutaj albo uciekają. A wystarczy popatrzeć w stronę Sieradza: ambitna kompleksowa rewitalizacja starówki, Open Hair Festiwal, kanalizacja, budowa centrum logistycznego Jeronimo Martens - ja zazdroszczę, ale może powinienem zamknąć sobie gębę McBurgerem? To nasz smak sukcesu przecież!
Do czego zmierzam? Są ludzie którzy nie potrafią działać ponad i pomimo. Którzy uważają, że można budować na niszczeniu innych, że można zmieniać z dnia na dzień poglądy, wartości, sojusze. Którzy oderwali się od rzeczywistości i wierzą w „szklane domy”. Ja wierzę w murowane domy i w ludzi, w nas – zduńskowolan, że się nie poddamy i doprowadzimy do tego, by wszyscy mieli tu miejsce do życia, działania, tworzenia. I że hasło „Wolę Zduńska Wolę” nie będzie tematem dowcipów.
T. Zduner
czwartek, 15 marca 2012
"Siła" byłego senatora
Są kolejne unijne pieniądze na rewitalizację starówki ..... w Sieradzu. Urząd Marszałkowski w Łodzi przyznał dofinansowanie ( czytaj ; kolejna transza ) w wysokości ponad 23 milinów złotych. Zadziwiające ! I tak bez udziału MT ? Trzy lata starania naszego parlamentarzysty, przynajmniej tak to wygląda z jego relacji, trzy lata konstruktywnych rozmów, uruchamiania wszystkich sprzymierzeńców i odpierania ataków nie sprzymierzeńców. Odtrąbiony sukces - jest dofinansowanie w wysokości 12 mln zł. To smutne ale wydaje się, że był to zwykły przypadek, dotacja na odczepnego i gdyby nic nie zrobił to może byłoby tyle samo ? A może więcej ? No jeśli taki posłuch nasz dzielny, choć były parlamentarzysta ma także u ministra sprawiedliwości to należy się liczyć z kolejnym spektakularnym sukcesem; sąd zostanie w Zduńskiej Woli, tylko ..... zarząd będzie w Łasku. A co z tą tak pamiętną, błyskotliwą konferencją prasową ? Też zostanie .... w naszej pamięci !
Ps. Czy ja już pisałem coś o hipokryzji ?
Wszystkiego dobrego
Świstak
piątek, 9 marca 2012
Na każdy temat...
Za nim się wypowiemy publicznie na jakiś temat, dobrze byłoby choć trochę zaczerpnąć wiedzy, choćby z internetu, aby to co mówimy było klarowne, a co najważniejsze nie ośmieszało nas. Pan Andrzej Brodzki jest gotów, w każdej chwili, wypowiedzieć się na każdy temat, ot człowiek renesansu. Oświata – proszę bardzo, inwestycje – a jak najbardziej, sprawy społeczne – a czemu nie ! Ostatnio w TV Centrum, poruszył sprawę szpitala. I co się dowiedzieliśmy ? Ano , że szpital to nie fabryka gwoździ ! No także nie fabryka makaronu Panie Andrzeju. Że nie zgadza się na prywatyzację bo się nie zgadza. Po jego sukcesach zawodowych trudno się dziwić, że ma sceptyczny stosunek do prywatnych firm. Zastanawiam się jednak czy Pan Brodzki, czytał ustawę, czy znane jest mu pojęcie komercjalizacji, czy znane jest mu jakiekolwiek pojęcie z zakresu zarządzania i przekształceń. Mam wątpliwości, ale ponieważ ja nie jestem wszechwiedzący więc pewnie się mylę. A czy jeśli już coś czyta, to czy ze zrozumieniem? Troszkę Pan przekręcił mówiąc o 114 szpitalach skomercjalizowanych, bo to 1/3 z nich ma jeszcze problemy a pozostałe nie, a nie odwrotnie jak Pan był łaskawy zakomunikować. Być może tylko matematyka jest Pana słabą stroną. No cóż, bądźmy łaskawi nikt nie jest doskonały ( jak mówią Anglicy : nobody is perfect ). A swoją drogą doradzając Staroście dopłacenie do szpitala, znany jest Panu budżet* Powiatu i jego struktura ?
*) Budżet samorządowy -jest rocznym planem dochodów i wydatków oraz przychodów i rozchodów danej jednostki samorządowej. Tak na wszelki wypadek .
Życzę zdrowia
Świstak
*) Budżet samorządowy -jest rocznym planem dochodów i wydatków oraz przychodów i rozchodów danej jednostki samorządowej. Tak na wszelki wypadek .
Życzę zdrowia
Świstak
Zapiski reemigranta cd.
No i stało się! Chciałem żeby te poprzednie zapiski były lekkie, łatwe i przyjemne. Wyszły ciężkie i czarne jak gradowa chmura. A przecież jestem pogodnym i pełnym pozytywnej energii człowiekiem. Dlatego co drugi odcinek będę pisał o innej Ameryce .
Dzisiaj Las Vegas. Ale nie Las Vegas z broszur i filmów, ale widziane okiem turysty. Spędziłem tam z żoną 8 dni i przybyłem w tym czasie 4 kg (słownie cztery kilogramy). Jak to się stało? Już wyjaśniam. W tym mieście, jak wszędzie jest jedzenie dla bogatych i dla całej reszty. Nie stać mnie było na obiady ala carte, gdzie obiad zaczyna się od 800$, a butelka wina - od 1200$. To wykluczało moją obecność w ekstra lokalach. Ale oprócz nich są jeszcze hotelowe bufety dla „szarych turystów”. Można tam zjeść za 10-20$. A przy tej przyzwoitej cenie jaka różnorodność! W każdym hotelu jest inny zestaw, a każdy zestaw to czasem nawet setka potraw! Spróbujcie teraz każdej z nich i macie wytłumaczenie gwałtownego przyrostu wagi. Jak do tego dołożymy łakomstwo... Uff, dobrze, że skończyło się na 4 kg…
Różnorodność hoteli i tego, co oferują jest ogromna. Mnie najbardziej utkwił w głowie RIO, który za kilkadziesiąt dolarów oferuje wszystko, co pływa w morzach. Kraby, homary, krewetki, ośmiornice i inne kałamarnice - innymi słowy delicje. Każdy hotel jest inny. Grand MGM, w którym mieszkałem był największy. Mogło się w nim pomieścić 5000 turystów. Nie było w nim zbyt wiele atrakcji, poza kasynem, przez które prowadzi wejście do każdego hotelu. Chcecie więcej atrakcji? Proszę bardzo! Wystarczy pójść na ”Fremont Street“, ulicę pełną sklepów, kasyn, przykrytą dachem imitującym niebo. W Stratosphere, w obrotowej restauracji możecie spróbować za darmo prawdziwego szampana i pojeździć roller coasterem. Tylko musicie uważać, bo wagoniki na wysokości 100 metrów wylatują na zewnątrz! Oszczędzę Wam opisu, jak się wtedy czułem… A może chcecie przenieść się w kilka chwil do Włoch? To także możliwe. W hotelu Venetian odtworzono w skali 1:1 plac św. Marka. Można nawet popływać gondolą. A może Rzym? Ależ proszę. Wystarczy wejść do hotelu Caesars, aby przenieść się w czasie, dzięki wystrojowi i strojom z czasów rzymskich. Tam kupiłem plakaty polskiego malarza Rafała Olbińskiego. Widziałem też Bellagio z fantastycznymi fontannami i podwodnym cyrkiem, gdzie można zobaczyć pokazy pięknych dziewcząt, w mocno niekompletnych strojach kąpielowych. Byłem w Eiffel Tower z wieżą, oczywiście pomniejszoną, francuską kuchnią, koniakami (których lampka kosztuje nawet 160$) i teatrem, gdzie sześć skąpo ubranych tancerek daje niezapomniane spektakle. W kolejnym Flamingo zobaczyłem prawdziwe flamingi i pokazy magików. A w hotelu Luxor - odtworzony grobowiec Tutenhamona. Wszystko, co się tam znajdowało, przygotowano we współpracy z muzeum w Kairze.
Na tym koniec, bo dawno przekroczyłem Waszą cierpliwość i limit, który toleruje administrator tej strony. Gdybym wiedział, że będziecie o tym czytać późnym wieczorem, dodałbym jeszcze coś o atrakcjach dla męskiej części czytelników. Ale trochę boję się reakcji pań. Zatem - sza!
Andrzej Minkiewicz
Dzisiaj Las Vegas. Ale nie Las Vegas z broszur i filmów, ale widziane okiem turysty. Spędziłem tam z żoną 8 dni i przybyłem w tym czasie 4 kg (słownie cztery kilogramy). Jak to się stało? Już wyjaśniam. W tym mieście, jak wszędzie jest jedzenie dla bogatych i dla całej reszty. Nie stać mnie było na obiady ala carte, gdzie obiad zaczyna się od 800$, a butelka wina - od 1200$. To wykluczało moją obecność w ekstra lokalach. Ale oprócz nich są jeszcze hotelowe bufety dla „szarych turystów”. Można tam zjeść za 10-20$. A przy tej przyzwoitej cenie jaka różnorodność! W każdym hotelu jest inny zestaw, a każdy zestaw to czasem nawet setka potraw! Spróbujcie teraz każdej z nich i macie wytłumaczenie gwałtownego przyrostu wagi. Jak do tego dołożymy łakomstwo... Uff, dobrze, że skończyło się na 4 kg…
Różnorodność hoteli i tego, co oferują jest ogromna. Mnie najbardziej utkwił w głowie RIO, który za kilkadziesiąt dolarów oferuje wszystko, co pływa w morzach. Kraby, homary, krewetki, ośmiornice i inne kałamarnice - innymi słowy delicje. Każdy hotel jest inny. Grand MGM, w którym mieszkałem był największy. Mogło się w nim pomieścić 5000 turystów. Nie było w nim zbyt wiele atrakcji, poza kasynem, przez które prowadzi wejście do każdego hotelu. Chcecie więcej atrakcji? Proszę bardzo! Wystarczy pójść na ”Fremont Street“, ulicę pełną sklepów, kasyn, przykrytą dachem imitującym niebo. W Stratosphere, w obrotowej restauracji możecie spróbować za darmo prawdziwego szampana i pojeździć roller coasterem. Tylko musicie uważać, bo wagoniki na wysokości 100 metrów wylatują na zewnątrz! Oszczędzę Wam opisu, jak się wtedy czułem… A może chcecie przenieść się w kilka chwil do Włoch? To także możliwe. W hotelu Venetian odtworzono w skali 1:1 plac św. Marka. Można nawet popływać gondolą. A może Rzym? Ależ proszę. Wystarczy wejść do hotelu Caesars, aby przenieść się w czasie, dzięki wystrojowi i strojom z czasów rzymskich. Tam kupiłem plakaty polskiego malarza Rafała Olbińskiego. Widziałem też Bellagio z fantastycznymi fontannami i podwodnym cyrkiem, gdzie można zobaczyć pokazy pięknych dziewcząt, w mocno niekompletnych strojach kąpielowych. Byłem w Eiffel Tower z wieżą, oczywiście pomniejszoną, francuską kuchnią, koniakami (których lampka kosztuje nawet 160$) i teatrem, gdzie sześć skąpo ubranych tancerek daje niezapomniane spektakle. W kolejnym Flamingo zobaczyłem prawdziwe flamingi i pokazy magików. A w hotelu Luxor - odtworzony grobowiec Tutenhamona. Wszystko, co się tam znajdowało, przygotowano we współpracy z muzeum w Kairze.
Na tym koniec, bo dawno przekroczyłem Waszą cierpliwość i limit, który toleruje administrator tej strony. Gdybym wiedział, że będziecie o tym czytać późnym wieczorem, dodałbym jeszcze coś o atrakcjach dla męskiej części czytelników. Ale trochę boję się reakcji pań. Zatem - sza!
Andrzej Minkiewicz
wtorek, 6 marca 2012
List do .....P
List, jaki by nie był musi mieć określonego adresata i cel. Musi nosić choćby znamiona informacji na którą wiemy, że adresat czeka. I najważniejsze, powinien być podpisany przez tego co list pisze lub dyktuje.
Nie czekałem na ten list. Nie dowiedziałem się z niego niczego o czym bym nie wiedział, a mój negatywny stosunek do włodarza Zduńskiej Woli i jego Guru, raczej się umocnił. List odwołuje się do referendum i słusznie. Odwołany w referendum prezydent chciał postawić sobie pomnik w postaci fontann i wirtualnych budowli. Czym różni się obecny ? Niczym ! Buduje ratusz- pomnik choć nie dla siebie a dla swojego Guru, oparty na wirtualnie wyliczonych kosztach.
A co ma Piotr Niedźwiecki wspólnego z budową McDonald's ? Otóż tyle samo co każdy mieszkaniec naszego miasta z budową Stadionu Narodowego. Emocje jedynie ! No może wcześniej niż my, mając niechybnie znacznie więcej wolnego czasu, przeczytał o tym w gazecie nad którą spędza większość pracowitego dnia.
I na koniec, wszyscy wiemy kto jest prawdziwym inspiratorem tego listu. Widać jego pokłady hipokryzji* są niewyczerpane. Podpisu nie złożył. A , że niezwykle "skromny" tylko wspomniał o sobie. Dobry Pan .
PS. Budowa budynku komunalnego to raczej Piotrze nie twoja zasługa. A czy coś z twoich zasług zostało pominięte? I to jest pytanie do mieszkańców Zduńskiej Woli.
*) Hipokryzja - udawanie serdeczności, szlachetności, religijności, zazwyczaj po to, by wprowadzić kogoś w błąd co do swych rzeczywistych intencji i czerpać z tego własne korzyści . ( z Wikipedia )
Z życzeniami zdrowia
Świstak
Nie czekałem na ten list. Nie dowiedziałem się z niego niczego o czym bym nie wiedział, a mój negatywny stosunek do włodarza Zduńskiej Woli i jego Guru, raczej się umocnił. List odwołuje się do referendum i słusznie. Odwołany w referendum prezydent chciał postawić sobie pomnik w postaci fontann i wirtualnych budowli. Czym różni się obecny ? Niczym ! Buduje ratusz- pomnik choć nie dla siebie a dla swojego Guru, oparty na wirtualnie wyliczonych kosztach.
A co ma Piotr Niedźwiecki wspólnego z budową McDonald's ? Otóż tyle samo co każdy mieszkaniec naszego miasta z budową Stadionu Narodowego. Emocje jedynie ! No może wcześniej niż my, mając niechybnie znacznie więcej wolnego czasu, przeczytał o tym w gazecie nad którą spędza większość pracowitego dnia.
I na koniec, wszyscy wiemy kto jest prawdziwym inspiratorem tego listu. Widać jego pokłady hipokryzji* są niewyczerpane. Podpisu nie złożył. A , że niezwykle "skromny" tylko wspomniał o sobie. Dobry Pan .
PS. Budowa budynku komunalnego to raczej Piotrze nie twoja zasługa. A czy coś z twoich zasług zostało pominięte? I to jest pytanie do mieszkańców Zduńskiej Woli.
*) Hipokryzja - udawanie serdeczności, szlachetności, religijności, zazwyczaj po to, by wprowadzić kogoś w błąd co do swych rzeczywistych intencji i czerpać z tego własne korzyści . ( z Wikipedia )
Z życzeniami zdrowia
Świstak
LIST OD PREZYDENTA
Dziś dostałam powiadomienie o wysokości podatku od nieruchomości. A do powiadomienia załączony był list od prezydenta (list od prezydenta miasta, jako załącznik do informacji o podatku - sic!). A w nim tyle dokonań obecnej władzy, że aż dech zapiera. I oczywiście pochwała dla byłego senatora. Musiałam szczypnąć się w łokieć, żeby mieć pewność, że mi się nie śni. Bo jak jest - widzę. A to co widzę - nie napawa optymizmem. A z listu wieje nawet nie optymizm, ale bezbrzeżne szczęście z dokonań władzy. Miałam dylemat, czy ja jestem przy zdrowych zmysłach, czy Ci, co przygotowali ten list? Aż musiałam wziąć tabletkę...
Zduńskowolanka
Zduńskowolanka
sobota, 3 marca 2012
Wiosenne przesilenie...
Porą roku, która zazwyczaj najbardziej mi się dłuży jest zima. Organizm zaczyna odczuwać nowy, wiosenny rytm. Ale zanim się do niego dostosuje, mam różne nieprzyjemne objawy – osłabienie, chwiejne nastroje, rozdrażnienie… Próbuję sobie tłumaczyć, że to tylko wiosenne przesilenie, ale mam nieodparte wrażenie, że większy wpływ na mój nastrój ma to, co dzieje się w mieście. Aż się chce zacytować modnego blogera: „Gdzie ja żyję ?? Co to za kraj ?? Co za ludzie ??”
Powołano nowego prezesa MSC. Piękny. Typ macho. W słowniku slangu i mowy potocznej jest określenie, że macho to: "chłopak, który się niczego nie boi." No bo czego ma się bać? „Ma niezwykle bogate doświadczenie, co jest ogromnym kapitałem dla funkcji, która została mu powierzona". Wykorzysta ten kapitał, żeby „wzmocnić majątek miasta związany w Miejskimi Sieciami Cieplnymi". „Nie zamierza wykonywać rewolucji w spółce, chciałby dokonać ewolucji”. Nowemu Prezesowi wyjdą pewnie nawet największe ewolucje – wszak ma specjalność z wychowania fizycznego. A jakby co może zawsze „wykorzystać doświadczenie, jakim dysponuje były już prezes”. „Musi się tylko zapoznać ze strukturą spółki”, „zmaksymalizować zyski” i „wyprowadzi Miejskie Sieci Cieplne na prostą”…Jeśli to zrobi z takim zapałem, z jakim rozpalał ogień na Wyprawie Robinsona – to ho! ho!
Kilka dni temu pracownicy sądu, przedstawiciele starostwa i radni gmin należących do powiatu wzięli udział w pikiecie w obronie naszego sądu. Co prawda niektórzy sugerowali, że nie wszyscy wiedzą przeciw czemu protestują, ja jednak myślę, że to niemożliwe. Tyle zacnych osób – musieli wiedzieć. Jednym z uczestników protestu był wiceprezydent miasta. On na pewno wiedział… Szkoda tylko, że nikt mu nie powiedział, że niepotrzebnie (że szkoda tych pieniędzy wydanych na podróż i na pensje tych co pojechali w ramach delegacji) pojechał! Zanim wrócił, jego szef w towarzystwie Marka Trzcińskiego zorganizował konferencję, na której powiedział, że sąd będzie ocalony. Rano wysyła swojego zastępcę na protest, a po kilku godzinach ogłasza sukces. Zaiste „siła sprawcza”, „zaangażowanie” i „możliwości wykorzystania kontaktów, które zdobył” nasz były parlamentarzysta – powinny budzić podziw. I tempo w jakim udało mu się „przekonać osoby, które będą podejmować ostateczne decyzje dotyczące likwidacji sądów”. Czemu więc tego podziwu nie ma? Czemu pojawia się oburzenie na zmiany prawa - po znajomości? Widocznie nie zawsze cel uświęca środki!
Wiecie, co mnie pociesza? Niedługo przyjdzie wiosna!!! Jak trzeba – poczekam na nią do nowych wyborów… ALE W KOŃCU PRZYJDZIE!!!
Poczekam…
Zapiski reemigranta
Gdy 30 lat temu przybyłem w ramach emigracji solidarnościowej do U.S.A. jedyne, co wiedziałem to to, że prezydentem jest Regan . A znajomość języka angielskiego zamykała się w słowach yes i no. Poznanie kilku słówwięcej pozwoliło mi zacząć poznawać sytuację w Bridgewater, w stanie New Jersey - gdzie mieszkałem 21 lat - a przez to i w U.S.A. Mam tyle do przekazania. W kolejnych zapiskach dokonam kilku porównań, nie zawsze wypadających na korzyść którejś ze stron.
Pierwsze dotyczy partii i polityki, czyli tematów, na których za wyjątkiem medycyny wszyscy znamy się najlepiej . W mieście od wczesnych lat dziewięćdziesiątych ubiegłego wieku, aż do 2004 r. rządy sprawował mayor (prezydent) Dowden - demokrata, natomiast prawie cała rada składała się z republikanów. Różnice poglądów nie przeszkadzały w dobrym zarządzaniu miastem. Zawsze czynnie uczestniczę w życiu lokalnej społeczności, dlatego tak jak teraz w Zduńskiej Woli, również tam brałem udział w township council (sesjach rady miejskiej), często zabierając głos. Byłem członkiem partii republikańskiej . W czasie sesji rady nigdy z żadnych ust nie padła uwaga o przynależności do partii lub frakcji. Moje wystąpienia nie były przedmiotem kąśliwych uwag, ani nie były przerywane przez przewodniczących rady. Więcej, nawet moja uboga i nie gramatyczna angielszczyzna nie prowokowała do kpin. Zawsze otrzymywałem odpowiedzi na swoje wystąpienia, a ich tematem było tak jak i tu miasto, nie jedna ulica, czy dzielnica, ale całe miasto. Zupełnie inaczej wygląda to w czasie posiedzeń sesji w Zduńskiej Woli. Tutaj jestem członkiem Platformy Obywatelskiej. Moje wystąpienia są przerywane, zwłaszcza przez radnych 3P oraz Forum Dobrej Woli. Uwagi dotyczące mojej przynależności politycznej nagminnie czyni przewodniczący PiS radny Kolęda,
ale nie tylko on. A przecież to co mówię powinno być wysłuchane. Jestem mieszkańcem Zduńskiej Woli i chciałbym aby moje miasto było moją dumą. Nie odwrotnie. Dlatego póki „coś mnie boli w Zduńskiej Woli” – będę o tym mówił.
Kilka słów o Bridgewater: liczy ok. 45 tys. mieszkańców, ma 84 km2 i tylko 5 (słownie: pięciu) radnych. Co dwa lata wymienia się dwóch lub trzech radnych, żeby procesy zarządzania nie ulegały zmianom . Bardzo bym chciał, żeby taka sytuacja była w moim mieście Zduńskiej Woli. Niestety, żadna z partii tworzących prawo w naszym kraju nie ma takiej woli politycznej .
Już na marginesie: w USA nie tylko czynnie uczestniczyłem w sesjach rady, pisałem też do kongresu i do Białego Domu (White House) w Waszyngtonie. Pisałem o różnych sprawach ,o języku urzędowym, o społeczeństwie. Zawsze otrzymałem odpowiedź. Choć moje wystąpienia często były krytyczne, nie miałem poczucia odrzucenia. Dzięki mojej aktywności otrzymywałem zaproszenia na inaugurację prezydencką, a nawet zostałem zaproszony na obiad z prezydentem Bushem . Tutaj wygląda to trochę inaczej. Nie chcę biernie przyglądać się temu, co nurtuje mnie w Polsce. Dlatego swoimi przemyśleniami dzieliłem się pisząc do kilku posłów z różnych partii. Niestety - bez słowa odpowiedzi.
To tyle na pierwszy raz, w następnych zapiskach chcę przekazać informacje i porównać sprawy: pracy i emerytur, prawa i policji, osiedli, czystości, oświaty i szkół, służby zdrowia, a na sam koniec wspomnę jak doszło do mojego wyjazdu .
Zduńska Wola, 2 marzec 2012r.
Andrzej Minkiewicz
Pierwsze dotyczy partii i polityki, czyli tematów, na których za wyjątkiem medycyny wszyscy znamy się najlepiej . W mieście od wczesnych lat dziewięćdziesiątych ubiegłego wieku, aż do 2004 r. rządy sprawował mayor (prezydent) Dowden - demokrata, natomiast prawie cała rada składała się z republikanów. Różnice poglądów nie przeszkadzały w dobrym zarządzaniu miastem. Zawsze czynnie uczestniczę w życiu lokalnej społeczności, dlatego tak jak teraz w Zduńskiej Woli, również tam brałem udział w township council (sesjach rady miejskiej), często zabierając głos. Byłem członkiem partii republikańskiej . W czasie sesji rady nigdy z żadnych ust nie padła uwaga o przynależności do partii lub frakcji. Moje wystąpienia nie były przedmiotem kąśliwych uwag, ani nie były przerywane przez przewodniczących rady. Więcej, nawet moja uboga i nie gramatyczna angielszczyzna nie prowokowała do kpin. Zawsze otrzymywałem odpowiedzi na swoje wystąpienia, a ich tematem było tak jak i tu miasto, nie jedna ulica, czy dzielnica, ale całe miasto. Zupełnie inaczej wygląda to w czasie posiedzeń sesji w Zduńskiej Woli. Tutaj jestem członkiem Platformy Obywatelskiej. Moje wystąpienia są przerywane, zwłaszcza przez radnych 3P oraz Forum Dobrej Woli. Uwagi dotyczące mojej przynależności politycznej nagminnie czyni przewodniczący PiS radny Kolęda,
ale nie tylko on. A przecież to co mówię powinno być wysłuchane. Jestem mieszkańcem Zduńskiej Woli i chciałbym aby moje miasto było moją dumą. Nie odwrotnie. Dlatego póki „coś mnie boli w Zduńskiej Woli” – będę o tym mówił.
Kilka słów o Bridgewater: liczy ok. 45 tys. mieszkańców, ma 84 km2 i tylko 5 (słownie: pięciu) radnych. Co dwa lata wymienia się dwóch lub trzech radnych, żeby procesy zarządzania nie ulegały zmianom . Bardzo bym chciał, żeby taka sytuacja była w moim mieście Zduńskiej Woli. Niestety, żadna z partii tworzących prawo w naszym kraju nie ma takiej woli politycznej .
Już na marginesie: w USA nie tylko czynnie uczestniczyłem w sesjach rady, pisałem też do kongresu i do Białego Domu (White House) w Waszyngtonie. Pisałem o różnych sprawach ,o języku urzędowym, o społeczeństwie. Zawsze otrzymałem odpowiedź. Choć moje wystąpienia często były krytyczne, nie miałem poczucia odrzucenia. Dzięki mojej aktywności otrzymywałem zaproszenia na inaugurację prezydencką, a nawet zostałem zaproszony na obiad z prezydentem Bushem . Tutaj wygląda to trochę inaczej. Nie chcę biernie przyglądać się temu, co nurtuje mnie w Polsce. Dlatego swoimi przemyśleniami dzieliłem się pisząc do kilku posłów z różnych partii. Niestety - bez słowa odpowiedzi.
To tyle na pierwszy raz, w następnych zapiskach chcę przekazać informacje i porównać sprawy: pracy i emerytur, prawa i policji, osiedli, czystości, oświaty i szkół, służby zdrowia, a na sam koniec wspomnę jak doszło do mojego wyjazdu .
Zduńska Wola, 2 marzec 2012r.
Andrzej Minkiewicz
Subskrybuj:
Posty (Atom)